IMG_20170705_145241

Szczecinianka na szczytach w Polmotor Subaru Team

„Mam tę moc” śpiewała drobniuteńka blond Elza, z „Krainy lodu”, „Najtrudniejszy pierwszy krok” podśpiewuje równie drobna Ewa Huryń i zaraz dodaje „Biegam po to, żeby wygrać” Bo jej drobna budowa jest silna i mocna, a charakter hardy. Taką Szczecinianką warto chwalić się całemu światu.

Zatem oczywisty staje się fakt, że Grupa Polmotor, z marką Subaru wesprze Ewę Huryń wraz z jej partnerem  życiowym i sportowym, Zbyszkiem Kapuścińskim, by stworzyć Polmotor Subaru Team. Mają cel! Wiele celów, jednak ten największy z najbliższych jest imponujący. Planują 22.07.2017 o godzinie 7.00 wystartować w utramaratonie,  na dystansie 50 km z przewyższeniem 2,5 km w Austrii, następnie w kolejnych dniach postarają się zdobyć szczyt w Alpach Zachodnich, Matterhorn a na koniec grań pomiędzy dwoma najwyższymi szczytami Niemiec. Bo cała przyjemność dla Ewy i Zbyszka to łamać granice swojej wytrzymałości i kreować nowe wyzwania.

Moją przyjemnością było porozmawiać z Ewą o jej życiu i przygotowaniu do tego wydarzenia. Zaskoczyła mnie swoją szczerością i bezpośredniością, bo dla niej bieganie i wspinaczka to sens życia i traktuje je naprawdę serio.

Nina Kaczmarek:

Ewo, jak to się stało, że zaczęłaś być tak aktywna? Twoje wykształcenie nie jest ściśle związane ze sportem.

Ewa Huryń:

Tak, to prawda. Z wykształcenia jestem informatykiem i księgową, a w życiu zajmowałam się różnymi rzeczami, jednak sport był w nim obecny zawsze. Już w podstawówce biegałam w sztafetach i skakałam w dal, później zajęłam się treningami personalnymi i dużo ćwiczyłam na siłowni. Teraz jestem i Trenerem personalnym i Dietetykiem sportowym.

NK:

Co spowodowało, takie przemiany w Twoim życiu?

EH:

Dużo by opowiadać, temat na książkę, są to osobiste sprawy. Jednak w bieganiu się spełniam, to pokazuje mi moc, jaką mam w sobie. Pamiętam, że jako amator wystartowałam w swoim pierwszym biegu i od razu zajęłam miejsce na pudle. To mi wtedy pokazało, że mam predyspozycje i warto je pielęgnować. Zawsze byłam silna, ale lubię przekraczać granice swojej wytrzymałości i sprawdzać, ile jeszcze dam radę ja. Wielu moich podopiecznych miewa lepsze wyniki od moich i to jest OK, pokazuje że można więcej. Pamiętam, jak pomagałam dietetycznie w przygotowaniach do „Ironmana”  mojemu Zbyszkowi (Zbigniew Kapuściński), a on czując wyzwanie podjął je podwójnie i postanowił dwukrotnie wystartować w zawodach w ciągu dwóch tygodni. Z sukcesem.

NK:

Zatem odnalazłaś siebie?

EH:

Raczej robię to co lubię i to mnie całkowicie pochłania. To całe moje życie. Treningi i pokonywanie swoich granic.

NK:

A co z czasem prywatnym? Znajomymi?

EH:

Nie mam go (śmiech) to znaczy mam, ale razem ze Zbyszkiem żyję dla treningów. Co dzień ćwiczymy, co dzień zdrowo się odżywiamy, dbamy o sen i regenerację, a życie towarzyskie temu nie sprzyja.

NK:

Ewo, przecież dzisiaj każdy może być maratończykiem, a nie rezygnuje z normalnego życia.

EH:

I to jest nie OK. Dzisiaj każdy może zapisać się na maraton, półmaraton, czy triathlon, a niekoniecznie są to osoby przygotowane. To są biegacze, a nie osoby trenujące. Ciągle wydłuża się czas biegów,  np. w maratonie. To sprawia że można go przetruchtać, a nawet przejść, a nie przebiec, a to zaburza ideę tych zawodów.

NK:

Co to zatem znaczy trenować? Jak wygląda Twój dzień?

EH:

To zależy od tego, czy jest to dzień pełnotreningowy, czy tylko rozbieganie. Wstaję rano, koło 7.00 jem śniadanie i pełen trening trwa około 3 godzin; bieg, wzmacnianie, rozciąganie, koło 11.00 jem posiłek potreningowy i po takim pełnym treningu siadam do papierkowej pracy w domu, bo już nie mam siły na inną. Popołudniami czytam biografie sportowców i planuje kolejne starty. O 22.00 jestem już tak zmęczona, że śpię. Regeneracja jest dla mnie bardzo ważna. Jeśli mam tylko trening na rozbieganie to wystarcza mi sił na pracę w biurze i wykonuję ją.

NK:

Na ile ten rodzaj przygotowania daje Ci szansę na wygraną w 50km ultramaratonie?

EH:

Żadnej. Nie mamy szans, bo tam jest dużo podbiegów i zbiegania, a u nas w Szczecinie nie mamy możliwości przećwiczyć takich tras. Tam będą Włosi, Austriacy, którzy mają warunki do treningów górskich. Robię to jednak dla siebie, bo lubię, bo chcę się sprawdzić i nie potrafię siedzieć na miejscu. Stąd zaraz po biegu razem ze Zbyszkiem planujemy podejście do schronu Rifugio Carrel (3835 m n.p.m.), a po nim atak szczytowy na Matterhorn ( 4478 m.n.p.m.) i zejście w miarę możliwości najniżej jak się da. Nocleg albo w schronie Carrel, albo w Rifugio Duca degli Abuzzi. A może damy radę do Cervinii? Tego nie da się powiedzieć bo nie wiemy ile godzin zajmie nam akcja górska.

NK:

Kochasz góry?

EH:

Tak, czasem jak tak sobie wymyślam nowe wyzwania to widzę siebie w górach wysoko, w jakiejś szopie, ze Zbyszkiem. Takie marzenie mi czasem towarzyszy, by tam zamieszkać, choć jestem rodowitą Szczecinianką.

NK:

A co daje Tobie i Zbyszkowi Grupa Polmotor w najbliższej wyprawie?

EH:

Wspierają nas finansowo w zakupie niezbędnego do udziału w imprezie sprzętu, zapewniają transport i dają pełna opiekę sponsorską.

NK:

Zatem, czego powinnam życzyć Tobie i Zbyszkowi, jako Polmotor Subaru Team.?

EH:

Pogody przede wszystkim 🙂

NK:

Zatem pogody i… połamania nóg.

Rozmawiała: Nina Kaczmarek

 

 

 

UDOSTĘPNIJ TEN WPIS

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Dowiedz się więcej.