Zbliżają się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia. Czas, który powinniśmy przeżywać a później wspominać, jako piękny, rodzinny i pełen wzruszeń. Moment na przemyślenia, odpoczynek, refleksję. Miejsce na miłość.
Niestety coraz częściej, co innego zaprząta nam głowę. Strach przed stanięciem ze sobą twarzą w twarz. Lęk przed tym, że znów trzeba będzie powiedzieć coś, co uznane z boku będzie za czystą kurtuazję. Obawa przed tym, co usłyszymy z drugiej strony. Słynne „a ja” albo „a u nas”. Znowu ktoś będzie miał lepiej. Narastająca frustracja i zdenerwowanie.
Coraz częściej zapominamy o sobie, na co dzień. Zmieniają się priorytety. Ważniejsi stają się dla nas ludzie, którzy otaczają nas w życiu codziennym: sąsiedzi, współpracownicy, przyjaciele, znajomi.
Zapomnieliśmy, że zmiana tj. inne miejsce zamieszkania czy małżeństwo nie jest równoznaczne z odejściem od rodziny, w której się wychowaliśmy. Nie może być odejściem na poziomie duchowym i emocjonalnym. Dlatego sformułowania „ja” albo „u nas” są nie na miejscu. Niezależnie od tego, co by się wydarzyło, rodzina powinna być najważniejszym punktem odniesienia. Z niej się wywodzimy i bez niej by nas nie było.
Dorastamy i wydaje nam się, że „zakładamy nowe rodziny”, co samo w sobie brzmi irracjonalne. Rodzina nie powstaje z dnia na dzień. Ona może się powiększać i rozrastać. Rodzina to pokolenie, historia, wspomnienia. Nasi rodzice, rodzeństwo, małżonkowie, dzieci i wnuki. Nie można tego rozdzielać. To tak jakbyśmy chcieli zrobić z sukienki spódnicę. Można? Oczywiście, że można. Najpierw trzeba jednak ostrymi nożyczkami przeciąć, zranić. Powstanie spódnica, ale trzeba będzie przy niej jeszcze popracować. Na pewno nie łatwo będzie też zrobić z niej z powrotem sukienkę. Łatwo się niszczy, odcina. Ciężko leczy rany a jeszcze ciężej grzebać w nich, gdy pozornie już się zagoiły.
Pamiętajmy, siadając do wigilijnego stołu i dzieląc się opłatkiem o tym, że jesteśmy oczkami, które spojone w całość tworzą łańcuch. Osobno pustą samotnią. Dopiero razem tworzymy gotowy produkt.
Budujemy pokolenie, w którym jego przeszłość i przyszłość są tożsame.
Być może łatwo jest nam ranić się nawzajem, bo doskonale się znamy. Pamiętajmy jednak o tym, że uderzając w rodzinę, uderzamy w samych siebie, bo jesteśmy jej częścią.
Niech refleksyjność towarzyszy naszym zachowaniom, gestom. Wspomnienia niech będą nam pomostem. W końcu wiara i miłość te ostatnie komponenty niech będą dla nas priorytetem jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi.
Szanujmy się nawzajem, a inni będą nas szanować. Takich Świąt Państwu życzę: „Uczuć pod choinką”
Pola Szarwiło – Węgielska
(www.psychoterapeuci-szczecin.pl)