„Biznesowy bon ton, czyli szumy na linii” to seria felietonów, które publikować będziemy w każdy trzeci piątek miesiąca. Autorką jest Nina Kaczmarek – od zawsze „wolny strzelec” i aktywna kobieta. Praca na etat nigdy nie była jej po drodze. Własne działania, współpraca z innymi, realizowanie wizji, które uprzednio wymyśla są tym, w czym czuje się najlepiej. Swoje doświadczenia biznesowe i pracę z ludźmi obserwuje czujnym okiem i wyciąga wnioski ucząc się, jakich postaw unikać, a jakie są wskazane. Nie będą to żmudne dywagacje o ilości dziurek na sznurówki w butach eleganckiego mężczyzny, ani spory o głębokości dekoltu pani bizneswoman. To będzie wiedza praktyczna, z postaw, zachowań, komunikacji i relacji z drugim człowiekiem na scenie biznesowej, opisana w przystępny dla oka sposób.
Na gębę to my się możemy na kawę umówić… – część XI
A i nawet wtedy, gdy ktoś się spóźni lub zapomni o spotkaniu to możemy się zdenerwować. Ten przewrotny tytuł nasunęła mi jedna z naszych pisarek podczas rozmowy telefonicznej. Dogadywałyśmy szczegóły naszej współpracy oraz warunki umowy, jaką miałyśmy podpisać między sobą, by rozpocząć wspólne działania. Znamy się kilka lat, przelotnie, a jednak wiele nas łączy i wydawałoby się, że podpisanie umowy między nami jest „dziwne”. Jednak czas spędzony w biznesie i praca z wieloma osobami pokazały mi, że podpisywanie umowy, jest przede wszystkim ogromnym szacunkiem do strony, której oferujemy wspólne działanie.
Dlaczego więc warto podpisywać umowy, nawet te regulujące niewielkie wspólne aktywności?
- Dla przejrzystości sytuacji.
Jesteśmy ludźmi, czasem zapominamy o prostych rzeczach. Przy podpisanej umowie zawsze w razie wątpliwości można zajrzeć w treść dokumentu i upomnieć się o swoje, lub odwrotnie – wywiązać się ze swojego zobowiązania.
- Dla poczucia bezpieczeństwa.
Wszystko mam na piśmie i mimo, że umowa ustna też jest zobowiązaniem w naszym kraju to nie mam potrzeby udowadniać, że coś zostało ustalone, bo mam to zapisane.
- Dla możliwości zmian.
Tak, dokładnie. Każdą umowę można renegocjować lub/ i aneksować. Jeśli mam umowę i coś mnie w niej uwiera, mogę zaproponować zapisanie zmian drugiej stronie i obopólne podpisanie się pod zmianą.
Jeśli druga strona nie chce wysłuchać moich racji i nie możemy dojść do porozumienia, to właśnie wtedy warto mieć umowę, bo – patrz pkt. 4.
- Dla osadzenia w czasie.
Większość umów jest określonych w czasie. Mijają wraz z datą zapisaną w dokumencie. Jeśli jednak czas jest nieokreślony lub chcemy przerwać ją podczas jej trwania, to warto pamiętać o zapisie możliwości rozwiązania umowy z określonym terminem na rozwiązanie.
- Dla zminimalizowania ryzyka.
Słowo zapisane ma podwójną moc. Po pierwsze jest łatwiej zapamiętywane i realizowane, jakoby zaprogramowane, a po drugie ciężko je podważyć w interpretacji.
Jak elegancko zaproponować podpisanie umowy?
W mojej opinii, do której dojrzewałam latami sama propozycja jest już elegancka i wartościowa. Daje drugiej stronie informację „Szanuję Ciebie, Twój czas i Twoją pracę, umówmy się więc czego od siebie oczekujemy i zapiszmy to”
Zdarza się jednak, że 2 strona nie chce podpisać umowy deklarując, że jej słowo, jest wartościowsze, niż słowo harcerza. Co możesz wówczas zrobić?
- Zastanowić się na poważnie, czy to Ci wystarczy i, czy jesteś gotowy na poniesienie ryzyka wynikającego z ewentualnie grożącej Ci nieuczciwości .
- Pomyśl, dlaczego ta osoba unika jasnego sprecyzowania warunków współpracy?
Moje doświadczenie mówi mi, że od osób z takim podejściem należy uciekać dalej, niż się widzi.
- Możesz być przebiegłym i założenia spisać w e-mail prosząc o potwierdzenie drugiej strony 🙂
No dobrze, z tą przebiegłością zażartowałam. W naszym kraju ustalenia e-mailowe również są uznawane za zawarcie umowy i w sytuacjach niejasnych mogą wystarczyć za podpisany dokument.
Co powinno znaleźć się w podstawowej umowie np. barterowej, postaram się opisać przy naszym kolejnym spotkaniu.
Z biznesowym pozdrowieniem Nina Kaczmarek