Jak wspomniałem poprzednio, po upadku starożytnego Rzymu, dzieło rozwoju i propagowania winiarstwa przejął Kościół. Uprawa winorośli i produkcja wina odbywała się w klasztorach, a w dziele tym prym wiodły zakony Benedyktynów i Cystersów. Ale zaczęli Benedyktyni. I to z przytupem. Musieli nieźle się starać, bo już choćby sprostanie własnym potrzebom ( a klasztorów Benedyktynów w XIV wieku było ok. 400) wymagało sporego wysiłku.
Kiedy pierwszy raz natknąłem się na informacje, że przeciętny mnich wypijał ok. 1 000 litrów wina rocznie (3 litry czyli 4 klasyczne butelki dziennie) nie chciało mi się wierzyć. Wiele jednak kolejnych informacji potwierdza, że było to jak najbardziej możliwe. Benedyktyni (swoją drogą zakon o bardzo surowej regule) uważali bowiem, że picie wina jest najprostszą drogą do świętości. Biorąc pod uwagę to, że Pan Jezus uczynił wino symbolem swojej krwi – jest to możliwe. Ale Benedyktyni uważali, że pić trzeba dużo, bo małe ilości (uwaga!) podrażniają zmysły a więc mogą prowadzić do grzechu. Jak by tam nie było, to w końcu jeden z Papieży postanowił ograniczyć ten proceder, wprowadzając w dni powszednie limit wypijanego przez mnichów wina do 1 kwarty dziennie (kwarta w tamtych czasach to ok. 1 litra). Limitów nie obowiązywał w dni świąt kościelnych, których łącznie z niedzielami było wówczas …. ok. 160. Wielka krzywda zatem mnichom się nie stała i najprawdopodobniej to właśnie opilstwo Benedyktynów legło u podstaw powstania zakonu Cystersów. Najprawdopodobniej, bo według oficjalnej wersji historii Kościoła, część mnichów z największego klasztoru Benedyktynów w Cluny (Burgundia) opuściła mury klasztorne i chcąc żyć w bardziej surowej regule, założyła niedaleko Dijon zakon Cystersów. Cystersi również zajęli się winem i niestety (w sensie zamiłowania do spożywania wina) skończyli podobnie jak Benedyktyni.
Ilości wypijanego przez mnichów wina…
nie możemy jednak rozpatrywać w oderwaniu od ówczesnej rzeczywistości. Spożycie wina w średniowiecznej Europie było bowiem bardzo duże (ok. 200 litrów per capita) i nie należy tego wiązać wyłącznie z zamiłowaniem do uciech. Warto przypomnieć, że aż do 1414 roku Komunii Świętej udzielano w postaci chleba i wina właśnie, a wobec dziesiątkujących ludność epidemii wywoływanych bakteriami z niezdatnej do picia wody, wino było właściwie jedynym napojem który można było pić całkowicie bezpiecznie. Poza tym dzięki konserwującemu działaniu alkoholu i polifenoli znajdujących się w winie, można je było przechowywać długi okres czasu.
Pomijając powyższe ciekawostki należy zauważyć, że związek Kościoła i wina przynosił obopólne korzyści. Mnisi krok po kroku rozwijali zarówno metody uprawy winorośli jak i produkcji wina. Setki lat doświadczeń, dopasowywania szczepów winogron do warunków klimatycznych i glebowych, doskonalenia metod winifikacji przyniosło wspaniałe rezultaty. Ważne też, że eksperymenty te były skrupulatnie odnotowywane w kronikach klasztornych, stając się na wiele wieków drogowskazem dla kolejnych pokoleń. Wino odwzajemniło się rosnącym bogactwem Kościoła, bo mając praktycznie wyłączność na produkcję wina Kościół czerpał z niej niemałe korzyści.
Do dzisiaj na etykietach win możemy znaleźć wiele dowodów na ten nietypowy związek w postaci nazw wina czy też wizerunków świętych.
A później? Później w Europie pojawiły się kawa i herbata, destylaty, metody produkcji udoskonalili browarnicy i w końcu nadeszła katastrofa w postaci filoksery (mszyca) która zniszczyła 90% upraw winorośli w Europie. Wydawało się, że to już koniec ery winiarstwa ale okazało się, że to co najważniejsze dla wina miało dopiero nadejść.
text: Mariusz Jóźwiak Esdor Polska