Wiele długich lat szukałam swojej drogi. Stawałam w poprzek, przyjmowałam kolejne lekcje pokory, tłukłam głową w mur, wylewałam łzy i szukałam dalej, bo czułam, że pudełeczko, do którego mnie wsadzono, nie jest moim pudełeczkiem pewnego dnia, ściany drgnęły, a potem rozsypały się w drobny pył, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i wzięłam głęboki oddech! Poczułam moc wiatru, siłę słońca, zapach kwiatów, ale przede wszystkim wolność!
Moja perspektywa postrzegania rzeczywistości nagle stała się wielka. Dostrzegłam wszystko to, czego tak długo szukałam i usłyszałam radosny śmiech mojego wewnętrznego dziecka. To wspaniałe uczucie i każdej z Was życzę zburzenia ścian, które społeczeństwo zbudowało wokół Was. Czy jest łatwo? Jasne, że nie! Bywają dni, kiedy ściany pudełeczka zbliżają się niebezpiecznie, zamykając moje postrzeganie, hamując mnie w radosnym biegu ku wolności, pakując mnie w schematy i normy, które znam, a przez to, że je znam to wydają mi się bezpieczne. Mam w sobie jednak wspomnienie tego przebudzenia, pamiętam siłę wiatru i gorące słońce na policzkach, a w uszach mam śmiech mojego wewnętrznego dziecka, tego samego, które kiedyś miało w sobie siłę dokonywania rzeczy niemożliwych.
Długo zastanawiałam się czy podzielić się z Wami pewną historią z mojego życia. Chyba dojrzałam już do tego, żeby puścić ją w świat z nadzieją, że pomoże Wam zburzyć Wasze sztywne, ciasne pudełeczka. Nie pamiętam ile miałam lat, może pięć, a może siedem, to jednak jest w tej chwili bez znaczenia. Pamiętam jednak historie, które opowiadałam siedząc na starej jabłoni wszystkim znajomym dzieciom, które chciały tego słuchać. Były to historie o podróżach wysoko do gwiazd. Pamiętam rydwan i piękne, białe konie, którym spod kopyt skrzyły się drobinki gwiezdnego pyłu. Co noc zabierały mnie w podróż, do domu… Tym domem był układ gwiazd wysoko na niebie, który od najmłodszych lat towarzyszył mi każdej nocy. Nazywałam je moim własnym JELENIEM, bo ich ułożenie na niebie właśnie z tym mi się kojarzyło. Nie powiem Wam dziś, że ja fizycznie odbywałam te podróże, że była to moja wyobraźnia, że były to sny… wiem jednak, że było to niewytłumaczalnie silne, emocjonalne i fizyczne połączenie, które pozostało między nami do dziś, a mam czterdzieści lat…
Nie było nocy żebym tam wysoko w górze nie szukała JELENIA. Kiedy chmury przesłaniały całe niebo ja i tak podnosiłam głowę w poszukiwaniu mojej osobistej litery V. Dziś wiem, że ta konstelacja znajduje się w gwiazdozbiorze Byka. Hiady, wraz z Aldebaranem (który nie należy do gromady), tworzą na niebie charakterystyczną literę V. Można ją łatwo odnaleźć dwukrotnie przedłużając linię łączącą Syriusza i Pas Oriona. Kiedy dowiedziałam się o tym, cały mój wewnętrzny świat rozświetliły latarnie tworząc prostą, jasną drogę, moją własną drogę. Sprawiła to bliskość Oriona, ale o tym innym razem…
Opowiedziałam Wam tę historię po to, by łatwiej było Wam zrozumieć jak wielka siła tkwi w naszym wewnętrznym dziecku. Ono naprawdę wie, po co przybyło na ziemię, pozwólcie mu tylko przemówić. Nie jest to prosty proces i czasami, a raczej zawsze, wymaga pomocy doświadczonego nauczyciela lub doradcy życiowego. Jeśli poprosicie Wszechświat o doprowadzenie Was do właściwej osoby, to z pewnością zostaniecie wysłuchani, jeśli nie wiecie gdzie szukać, to napiszcie do mnie, znam osoby, które są stworzone do tego by pomóc Wam odkryć właściwą ścieżkę i swoje wewnętrzne ja. Tak jak pomogły mi.
Siła marzeń jest ogromna, ma wielką moc i nie wolno Wam o tym zapominać. Nie bójcie się marzyć, pozwólcie sobie na najbardziej szalone pragnienia, jeśli są Wasze własne, osobiste, płynące z głębi. Jeśli do tego dołożycie wiarę w ich spełnienie i dopieścicie to ogromnym pragnieniem to uwierzcie mi, że każde marzenie się spełni! Pragnienie to bardzo istotny element, bez pragnienia nic się nie wydarzy. To właśnie ono nakręca spiralę energii, która spełnia marzenia. Nie wystarczy powiedzieć sobie, że o czymś marzymy, trzeba mieć jeszcze silne pragnienie tego marzenia i wtedy to ma sens. Wszystko siedzi w naszych głowach. Zapewne słyszałyście to już nie raz: zmień myślenie, myśl pozytywnie, przestań narzekać, bądź wdzięczna, bądź szczęśliwa itd. Uwierzcie mi to nie są tylko puste hasła. To święta, życiowa mądrość.
Jeśli wstaniemy z pozytywnym nastawieniem i będziemy pełne radości, energii i miłości do samej siebie to, cały świat zacznie się do nas uśmiechać. Miłość za miłość, złość za złość – tak to właśnie działa. Jest prosty sposób na sprawdzenie, jakie mamy wibracje. Wystarczy obserwować swoje otoczenie, ludzi spotykanych na ulicy, sytuacje, w jakich się znajdujemy, muzykę, słowa jakie słyszymy. Przyjrzyjcie się uważnie, a zobaczycie co tak naprawdę w Was siedzi, jaką macie wibrację. Do wysokiej wibracji nie podejdzie znudzony, marudny człowiek, ani smutna piosenka, ani chory pies, czy też jakakolwiek smutna wiadomość. Do wysokiej wibracji uśmiechają się ludzie, zagląda słońce, przychodzi miłość, radość i szczęście. Kiedy już dostrzeżecie tę zależność będzie Wam łatwiej podejmować kroki ku świadomemu życiu. To Wy decydujecie o tym, co chcecie, a czego nie chcecie robić. Niczego nie musicie!
Pamiętajcie, bo to bardzo ważne: WY NAPRAWDĘ NICZEGO NIE MUSICIE!
To Ty możesz, Ty wybierasz co zrobisz lub czego nie zrobisz. Wybieraj świadomie, wybieraj to, co uważasz za dobre dla siebie, wybieraj to, co sprawia Ci radość. Jeśli nie masz ochoty smażyć przez cały wieczór naleśników to po prostu tego nie rób. Daj dzieciom kromkę chleba z czekoladą, szklankę mleka i nic się nie stanie. Świat się nie skończy z tego powodu! Jeśli masz ochotę cały dzień chodzić w związanych włosach i dresach to zrób to, weź wolne w pracy, idź na spacer, zjedz lody, posiedź na ławce w parku, wsłuchaj się w przyrodę, w otaczający Cię świat, ale przede wszystkim znajdź czas i chęć na wsłuchanie się w siebie! To Ty jesteś najważniejszą istotą Twojego świata. Jeśli Ty będziesz szczęśliwa i spełniona, to miłość wypłynie z Ciebie i uszczęśliwi i rozgrzeje wszystkich dookoła. Jedyne, co musisz zrobić to uwierzyć w siebie, polubić siebie, zaakceptować siebie, ale przede wszystkim zrozumieć siebie. Jasne, że to nie jest takie proste, bo przecież od lat słyszałaś zapewne, że musisz, że powinnaś, że tego nie wolno, a jeszcze czegoś innego nie wypada? A dlaczego nie?! Kilka tygodni temu byłam we Wrocławiu na wspaniałym warsztacie i wiecie, co robiliśmy w przerwie? Tańczyliśmy LABADA! Pamiętacie z dzieciństwa tę zabawę? Łapaliśmy się za uszy, nosy, kolana, pięty, tyłeczki! Grupa ludzi po czterdziestym roku życia, tańcząca w kółko i czerpiąca z tej zabawy radość. Potraficie sobie to wyobrazić? Radość, która rozgrzała każdą komórkę naszych ciał. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież dorośli się tak nie zachowują… A DLACZEGO NIE?
Nie twórzcie w swojej głowie ograniczeń, blokad, sztywnych zakazów. Wasz umysł chce się bawić, wasz umysł chce być szczęśliwy, wasz umysł potrzebuje miłości, tak jak Wy potrzebujecie wody i chleba. Czy robiłyście kiedyś ćwiczenie z niebieskim piórkiem? Nie pamiętam już czy w którymś z poprzednich artykułów o tym nie pisałam, ale jeśli tak, to dziś po prostu Wam o tym przypomnę. Usiądźcie wygodnie, zamknijcie oczy i pooddychajcie świadomie przez kilka minut. Wyobraźcie sobie niebieskie piórko, spróbujcie dostrzec je swoim umysłem w najdrobniejszych szczegółach. Poczujcie jego miękkość, ujrzyjcie jego blask, może nawet zapach towarzyszący jego pojawieniu się. Zatrzymajcie ten bardzo wyraźny obraz w swoim sercu i umyśle. Potem wróćcie do normalnego życia i czekajcie… jedyne, o czym nie wolno Wam zapomnieć, to uważna obserwacja świata. Piórko wkrótce się zmaterializuje w jakiejkolwiek formie, ale się zmaterializuje. A jeśli piórko z Waszego umysłu to potrafi… to, co jeszcze możecie??? WSZYSTKO! I nie zapominajcie o tym.
Na zakończenie jeszcze tylko kilka słów o podnoszeniu wibracji, ponieważ może się zdarzyć tak, że wasza rzeczywistość pokaże Wam obraz pełen napięć, stresów, smutku, choroby i nieszczęść. Tak się czasami dzieje i nie jest to powód do załamana rąk i tzw. „pogodzenia się z losem”, bo przecież życie to „ nie bajka”. Co to, to nie! Weźcie się w garść i podnieście swoją wibrację. To naprawdę nie jest trudne. Zróbcie coś dla siebie, coś na co macie ochotę, co lubicie, co sprawia wam przyjemność i wywołuje uśmiech na waszej twarzy. Każdy ma coś innego. Jedni potrzebują poprzebywać z roześmianymi dziećmi, inni, potrzebują spaceru po lesie, jeszcze inni lodów czekoladowych, albo wesołego filmu w kinie. Znacie siebie najlepiej i wiecie, co poprawia Wam nastrój. Zróbcie to! Ja na przykład, dla podniesienia mojej wibracji (bo moja wibracja też potrafi niebezpiecznie nisko opaść) patrzę na kwiaty, wącham je, dotykam lub… jeżdżę samochodem po bezdrożach okolic mojego miasta. To działa! Wracam na wyższy poziom i od razu wszystko dookoła staje się kolorowe.
Powodzenia moje drogie. Trzymam za Was kciuki!