Ostatni artykuł był manifestacją moich najgłębszych myśli i wiary w siłę marzeń. Wysłałam to w przestrzeń i podzieliłam się tym, co tkwi głęboko w mojej podświadomości, mając nadzieję, że wyzwolę w Was wiarę w siłę własnych możliwości. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy po napisaniu go, opublikowaniu i wyrzuceniu w tzw. ŚWIAT nagle moje życie pogrążyło się w kompletnym chaosie.
Mój stabilny, bezpieczny i zdawałoby się niezniszczalny dom rozsypał się w drobny mak, jakby zbudowany był z piasku, który wysuszony przez słońce, nie utrzymał nadanej mu przeze mnie formy. Stanęłam przed ogromnym murem, zbudowanym z nowoczesnych materiałów, świeżym, mocnym, tak wysokim i szerokim, że nie widziałam nic poza nim. Stałam bezsilnie patrząc w niebo, trzymając za ręce dwoje małych dzieci, zupełnie sama, zaskoczona tym, co mnie spotkało. Setki pytań pojawiły się w mojej głowie – o przeszłość, o teraźniejszość i o przyszłość. Ogarnął mnie strach, że nie podołam, że zgubiłam coś cennego i już nigdy tego nie odnajdę…
Jednak najbardziej świdrującym mnie pytaniem było: DLACZEGO JA?
I wtedy od Wszechświata otrzymałam mnóstwo znaków, symboli, przekazów, które zaczęłam dostrzegać, a co najważniejsze zaczęłam rozumieć. Zawsze je otrzymywałam, w przeróżnej postaci, w niezliczonej ilości codziennych zdarzeń…nie zawsze jednak potrafiłam je wyłowić i przyjąć z należytym szacunkiem. I nagle jakby cały Wszechświat stanął przy mnie, jakby otworzył się we mnie kolejny poziom mojej świadomości. Poczułam się tak, jakby wielka eksplozja obudziła mnie z jednego z najdłuższych snów. Otworzyłam oczy, przetarłam je ze zdziwieniem, rozejrzałam się niepewnie dookoła i wstałam…gotowa na drogę, która jest moim przeznaczeniem, bez względu na to jak trudna, jak stroma, jak kamienista i jak samotna ma być. Czasami potrzeba wybuchu, by zniszczyć wszystkie struktury otaczającego nas świata i po uprzątnięciu gruzów, zbudować dla siebie nowy dom.
Czemu się tym z Wami dzielę? Ponieważ chcę abyście uwierzyli w to, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu ma swoje miejsce i swój czas, że wszystko, co nas spotyka jest potrzebne do wzniesienia się wyżej i jeszcze wyżej, do świadomości istnienia.
Zbliża się magiczna data – 6 sierpnia. Dla wielu z Was zapewne to tylko kolejna kartka z kalendarza, dla mnie jednak to granica po przekroczeniu, której zacznę nowe życie. To moment wielkiej zmiany energetycznej we Wszechświecie. To moment, do którego wszystko to, co nie funkcjonuje prawidłowo, powinno zostać porzucone. Jeśli nie zostanie, to przylgnie do nas na zawsze i będzie kłodą, którą co jakiś czas będziemy napotykać na swojej drodze. Ja już nie chcę takich kłód. Wzięłam się więc w garść! Zrozumiałam, że mój dom nie funkcjonował prawidłowo, że w materialistycznym świecie zakurzyły się ściany, przybrudziły okna, uschły dawno niepodlewane kwiaty, a drzwi i okiennice zaczęły skrzypieć. To nie był dom, o jakim marzyłam, jakiego pragnęłam, jaki sobie zbudowałam tworząc nowy paradygmat mojego związku, mojej rodziny i mojej przyszłości. On musiał ulec zniszczeniu. Zaraz potem postanowiłam pozamykać inne niedokończone sprawy. Po piętnastu latach udało mi się znaleźć w sobie odwagę i przeprosić, za wielki błąd, który popełniłam krzywdząc na oślep. Udało mi się podziękować za bajkę, którą przeżyłam, bez wielkich emocji, bez chęci powrotu do niej. Poczułam się tak, jakbym zamknęła stary album ze zdjęciami, pełnymi niedokończonych wspomnień i niewypowiedzianych zdań. Wszystko zostało już powiedziane. Mogę odłożyć go na wysoką półkę i zostawić tam już na zawsze, bez pytań, bez oczekiwania na odpowiedzi, bez żalu i tęsknoty. Jestem gotowa na nową drogę.
Po tym wszystkim stanęłam boso na trawie w moim ogrodzie, objęłam ramionami starą czereśnię, poczułam jak moje korzenie wnikają głęboko w Matkę Ziemię, poczułam, że bez względu na burzę w moim życiu, jestem tu gdzie być powinnam. Wyciągnęłam dłonie przed siebie, wyobraziłam sobie tę burzę, pioruny, czarne chmury, usłyszałam ją w swoim sercu i … zamknęłam ją w moich dłoniach. To ja decyduję o moim życiu. To ja dokonuję wyborów. Teraz wybieram bycie szczęśliwą. Próbowaliście kiedyś zdusić burzę Waszego życia we własnych dłoniach, zapanować nad nią? Spróbujcie. Usiądźcie wygodnie pod jakimś drzewem, poczujcie pod plecami szorstką korę, poczujcie wiatr na policzkach, słońce lub krople deszczu na twarzy, zamknijcie oczy… wyobraźcie sobie burzę, nadajcie jej siłę, poczujcie ją każdą komórką swojego ciała, a potem spróbujcie nad nią zapanować. Możecie rozpędzić czarne chmury, możecie ją zdmuchnąć, tak by oddaliła się od Was na bezpieczną odległość, możecie zrobić wszystko, na co tylko macie ochotę. Burza jest symbolem konfliktów, które kotłują się w Waszych umysłach. Zapanujcie nad nią.
Nadal stoję przed wielkim murem, który oddzielił mnie od mężczyzny, którego kocham. Ja jestem tutaj, On jest tam, po drugiej stronie. Słyszymy swoje głosy, dochodzące jakby zza światów, próbujemy znaleźć choćby niewielką szparkę, przez którą moglibyśmy spojrzeć sobie w oczy. Mur jednak jest mocny, solidny, zbudowany z nowoczesnych materiałów, którym żadna siła nie może sprostać. I mogłabym teraz odwrócić się i odejść, albo na siłę walić w niego głową, albo próbować go obejść, wspiąć się, czy zburzyć… Ja jednak w sile swego umysłu i serca postanowiłam zbudować nowy dom. Wyznaczyłam miejsce, układałam cegłę po cegle, tworzyłam nowe ściany, nowy dach i komin, z którego wydobywa się pachnący, jasny dym, zawiesiłam nowe okiennice i posadziłam mnóstwo kwiatów dookoła. Otworzyłam szeroko jego drzwi zapraszając do środka słońce, rozpaliłam ogień w kominku, upiekłam ciasto i przygotowałam ciepłe kakao. Usiadłam na progu z dziećmi na kolanach i spojrzałam w błękitne niebo nad głową. Burza, którą schowałam do kieszeni ucichła… Jestem tu gdzie jestem, gdzie powinnam być od dawna, ale aby to zrozumieć musiałam przejść trudną i bolesną lekcję, bo tylko życiowe zakręty są w stanie przybliżać nas do celu, jakim jest świadome życie, pełne świadomych wyborów i miłości. Czy On znajdzie sposób na dzielący nas mur i pojawi się na ścieżce prowadzącej do nowego domu? Czy spróbuje ciasta, napije się z nami kakao…nie wiem, ale bez względu na to czy to zrobi, czy też nie, ja jestem tu, gdzie być powinnam.
Dziś bardzo chcę uświadomić Wam, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu ma sens nawet, jeśli w danym momencie go nie dostrzegamy. Życiowe lekcje uczą nas pokory, miłości, spokoju w podejmowaniu decyzji. Nie pytajcie: DLACZEGO JA? Zapytajcie lepiej: CZEGO MA MNIE TO NAUCZYĆ? Wyciągajcie z takich lekcji to, co jest Wam najbardziej potrzebne, na czym możecie wzrosnąć, na czym możecie wznieść się wyżej, co pomoże Wam przybliżyć się do szczęścia, o jakim marzycie i w tym wszystkim…nie przestawajcie marzyć!
Zapewne macie ochotę zapytać, jak przetrwać tak trudny czas i nie załamać się, nie poddać. Na wszystkie te pytania odpowiedzią jest miłość. Miłość do samego siebie, do swoich marzeń, miłość okazywana i przyjmowana z należytym jej szacunkiem. Miłość, z jaką uwalniamy wszystko to, co już nie pasuje do naszego życia, co obniża naszą wibrację i czego nie powinniśmy zatrzymywać na siłę. Miłość, z jaką traktujemy swoje ciało i swoją duszę. Miłość, z jaka traktujemy Matkę Ziemię i cały otaczający nas Wszechświat. Miłość jest naprawdę odpowiedzią na wszystko… Ja jeszcze do tego dodałam kontakt z moimi ukochanymi, wiernym i wspierającymi mnie Aniołami, siłę Wróżek mieszkających w moim ogrodzie, doświadczenie i troskę Matki Ziemi oraz zrozumienie znaczenia karty WIEŻA z Tarota, która jest nie tylko rozsypaniem się wszelkich struktur, ale nadzieją na nowe jutro.