Pierwszy wyjazd dziecka na kolonię czy obóz letni wiąże się ze stresem niemal dla każdego rodzica jak i dziecka. Co pozwoli nam dokonać wyboru i jak wspólnie przygotować się na 10-12 dni rozłąki z synem czy córką ?
Przede wszystkim ważne jest, abyśmy sprawdzili kto jest organizatorem letniego wypoczynku, czy posiada odpowiednie kwalifikacje, rekomendacje, dokumenty skontrolowanego ośrodka, gdzie będzie odbywała się dana kolonia. Dzięki temu będziemy mieć pewność, że oddajemy swoje dziecko w bezpieczne ręce. Dziś kurs na wychowawcę w placówce wypoczynku może zrobić każdy i trwa on zwykle kilka weekendowych spotkań. Istotna jest więc również skrupulatnie dobrana kadra pedagogiczna, która przez 24 godziny na dobę będzie sprawować opiekę nad powierzonymi dziećmi. Wyjazdy letnie, które organizuję dla dzieci od 16 lat są zawsze dobrze przygotowane, gdyż za każdym razem sama wybieram kadrę nauczycieli, sprawdzam ośrodek i planuję zajęcia oraz wycieczki. Ważne dla mnie jest także zebranie dla rodziców dzieci zapisanych już na turnus, które odbywa się co roku w maju. Na tym spotkaniu odpowiadam na wszelkie pytania i wątpliwości.
Warto na pewno rozważyć za i przeciw wyjazdom, bo dzieci bywają różne. Są 8-10-latki, które wciąż boją się same spać. Dzieci lękliwe bardzo często przełamują swój strach właśnie na tego typu wyjazdach. Rodzic w takiej sytuacji powinien przekazać choćby pisemnie informację o dziecku: czego się boi, co lubi, czym je łatwo uspokoić. Dysponujemy wachlarzem różnych pomysłów i rozwiązań w sytuacjach trudnych i jesteśmy w stanie sobie poradzić z nimi w ciągu pierwszych dni aklimatyzacji dziecka. Niezwykle istotne jest wsparcie opiekuna, aby umiał zaradzić i odpowiednio zainterweniować w kryzysowych momentach tak, aby dziecko nie miało traumy, nie chciało wracać do domu i wspominało swój wyjazd jako fantastyczną przygodę, a za rok znowu pojechało na wakacje.
Szczere i skrupulatne wypełnienie przez rodzica karty uczestnika kolonii ułatwia opiekę nad dzieckiem. Lepiej się przyznać do chorób, dolegliwości czy innych przypadłości. Kiedy mam wpisane w kartę, że dziecko lunatykuje, albo zdarza mu się moczyć w nocy, potrafię wcześniej zapobiec przykrym sytuacjom, które mogą się pojawić i pozostawić niemiłe wspomnienia. Jeśli wiem, że dziecko jest nieśmiałe i ma problemy z nawiązaniem kontaktów z rówieśnikami, poświęcam mu więcej uwagi i pomagam przełamać bariery. Czasem wystarczy pochwalić, docenić, zauważyć albo dać mu jakieś szczególne zadanie, by czuło się lepiej w grupie.
Przed wyjazdem powinniśmy porozmawiać z dzieckiem, jak wyobraża sobie wakacje i opowiedzieć mu co będzie robiło na kolonii, jakie będą zajęcia i wycieczki, by wzmocnić jego chęć wyjazdu. Należy mówić o samych pozytywach wyjazdu, a nie wyrażać przy dziecku swoich lęków, bo one bardzo łatwo przeniosą się na syna/córkę i popsują mu nastrój. Na koloniach dzieci nauczą się wstawać bez grymaszenia, słać sobie łóżko, grzecznie jeść. Ale nie można im mówić: „zobaczysz, tam będziesz musiał sam słać łóżko i zjadać wszystko do końca”, bo wtedy taki wyjazd potraktują jako karę.
Młodszym dzieciom proponuję spakować ulubioną maskotkę, książkę czy zdjęcie rodziny lub swojego psa, chomika – coś, co będzie dawało mu cząstkę domu. Dobrym pomysłem jest zabranie pamiętnika, w którym co wieczór będzie odnotowywać najważniejsze wydarzenia dnia na kolonii: gdzie był, z kim się bawił, by po powrocie opowiedzieć wszystko rodzicom. Do wspólnych zabaw w grupie polecam krzyżówki, gry planszowe, karty, a nawet lalki, klocki czy samochodzik.
Zwykle dzieci później żałują, że zamiast skorzystać z wielu interesujących zajęć, pobawić się z nowymi kolegami, zmarnowały czas na ciągłym myśleniu o tym co w domu?, co u mamy? A kiedy już się aklimatyzują i czują bezpiecznie – trzeba pakować walizki i wracać.
Jednakże od kilku lat obserwuję nadmierną troskę i lęki częściej po stronie rodziców niż ich dzieci. Dziś w dobie telefonów komórkowych kontakt z dzieckiem jest ułatwiony i właściwie dziecko może na bieżąco wysyłać informacje o tym, co robi.
Czy to jest potrzebne? Rodzice ciągle wydzwaniają, kontrolują i nakazują meldować się. Nie pozwalają w ten sposób na odpoczynek i zabawę. Miałam jedną uczennicę, która co rano wstawała i czytała swojej mamie w telefon plan dnia godzina po godzinie, a po obiedzie relacjonowała dokładnie co jadła. Nie miała czasu zaprzyjaźnić się z koleżankami w pokoju, bo ciągle miała przy uchu telefon. Był też chłopiec na kolonii, który musiał dzwonić do mamy co wieczór o godzinie 21, bo tak się z nim umówiła.
Zwykle na naszych wyjazdach, po kolacji jest czas na zajęcia wspólne dla całej kolonii. Są to teleturnieje, konkury, pokazy typu: Mam talent, Potyczki Rodzinne, Wybory Miss itp. imprezy, które zazwyczaj trwają do 21:15, 21:30. Wiktor miał spory problem, aby spełnić wymagania i potrzeby mamy, bo nie mógł o tej porze codziennie do niej dzwonić, a ja spędziłam dużo czasu na wyjaśnienia i rozmowy z jego mamą na ten temat. Z mojego doświadczenia wynika, że rozmowy telefoniczne „na dobranoc” są absolutnie niewskazane, szczególnie jeśli dotyczą najmłodszych dzieci lub tych, które są na kolonii pierwszy raz. Zwykle jestem obecna przy takich pierwszych rozmowach dziecka z rodzicem, by w porę zareagować, gdy zauważę łzy w oczach dziecka, łamiący się głos, po to, żeby nie dopuścić do momentu, gdy dziecko się rozklei i później będzie problem z jego uspokojeniem. Dziecko nawet jeśli się świetnie bawi na kolonii, na głos rodzica może się rozpłakać – ze zwyczajnego wzruszenia, szczęścia, a rodzic może zacznie się zamartwiać, jak mu tam źle. Dla własnego też samopoczucia, lepiej więc informacje o dziecku czerpać od opiekuna.
Dzieci często wyolbrzymiają sytuacje konfliktowe z rówieśnikami, koloryzują opowieści i wówczas rodzice mogą wpadać niepotrzebnie w panikę i wyobrażać sobie jakiś wymyślony „kataklizm”. Taka „kontrolowana rozmowa” powinna być krótka i bogata w treści typu: co dziś robiłeś, jakie były wycieczki, zajęcia, co będzie jeszcze dziś w planie, a co jutro, co było dobrego na obiad, itp. Chodzi o dobre informacje, które utkwią w pamięci i dziecka i rodzica, a nie będą tylko skarżeniem, marudzeniem i wyrażaniem wspólnych tęsknot. Słyszałam kiedyś, jak mama żaliła się córce, jak to ona bardzo tęskni…. i pies też tęskni….aż dziewczynce było przykro, że ona się świetnie bawi, a w domu taki dramat przeżywają.
Najlepiej telefonować jest w przerwie poobiedniej, gdy jesteśmy już w trakcie dnia. Oczywiście nie trzeba dzwonić codziennie. Jeśli dziecko będzie potrzebowało rozmowy, to wychowawca lub kierownik sam się skontaktuje z rodzicem. Bywa, że dzieci nie chcą rozmawiać, bo świetnie się bawią, a nawet zapominają o tym, gdy są zajęte – rodzic wtedy nie powinien ich za to krytykować, by miało wyrzuty, a cieszyć się, że dziecko jest zadowolone.
Moja długoletnia obserwacja pozwala mi stwierdzić, że te częste rozmowy nie pomagają w aklimatyzacji, a wręcz przeciwnie sprawią, że dziecko nie będzie czerpać radości z wyjazdu. To są pierwsze chwile na „odcinanie pępowiny”, które z roku na rok niestety wydłużają się w czasie. Kiedyś miewałam całe grupy 12-14 osobowe, składające się tylko z dzieci 7 letnich – tych, które kończyły klasę pierwszą. A dziś rzadko się zdarza, że jedzie z nami jeden lub dwa ośmiolatki. Rodzice coraz bardziej się boją i zbyt chuchają na swoje pociechy, nie dając im możliwości na samodzielne poznawanie świata – przecież i tak pod opieką innych dorosłych.
Hmm…. Pamiętam, że gdy ja jechałam na swoją pierwszą kolonię, trwała aż 3 tygodnie i była w Zwardoniu – to najdalej wysunięty punkt na południu mapy Polski ! Pisało się ręcznie listy i czasem mama zadzwoniła na telefon przy stołówce czy do automatu. Mogliśmy żyć bez „uwiązania się z telefonem”.
Dziś ze względu na bezpieczeństwo i niepożądane sytuacje dzieci oddają swoje telefony do pokoju wychowawców i zabierają je o ustalonej godzinie. Nie zgadzam się, aby nosiły telefon w kieszeniach czy na szyi przez cały dzień i rozmawiały w trakcie zajęć czy wycieczek. Dla mnie to czas odpoczynku również od „sprzętów”. Na moich koloniach zwykle dzieci mają „czas wolny” podczas tak zwanej „ciszy poobiedniej”. Mogą wtedy sobie pisać, czytać, rozmawiać i się wspólnie bawić. Od kilku lat ten czas jednak spędzają na rozmowach telefonicznych z rodziną i znajomymi. Jestem zagorzałym przeciwnikiem korzystania z wszelkiej elektroniki na koloniach…. ale zgadzam się na stukanie w ekran również w tej przerwie po obiedzie ;).
Rodzice powinni wytłumaczyć dziecku, że najwięcej informacji przekaże nam wychowawca i to z nim lepiej się kontaktować. Dziecku należy uświadomić, że o wszystkich swoich niepokojach ma mówić pani nauczycielce, która na pewno, gdy sytuacja będzie tego wymagała, poinformuje rodziców, a jeśli chce porozmawiać z rodzicem, może poprosić o to opiekuna. Rozmowa w jego obecności może być dla dziecka budująca, zwłaszcza, gdy rozpocznie ją wychowawca i powie coś pozytywnego na jego temat , np. że się świetnie zachowuje, dziś wygrał w konkursie, jako pierwszy pościelił łóżko itp. Po takim wstępie dziecko będzie czuło się podbudowane, wzmocnione i rozmowa z rodzicami też wypadnie uspokajająco dla drugiej strony.
Pamiętajmy, że dziecko może być zupełnie inne na wyjeździe niż w domu – jakim zna go rodzic. Jeśli w szkole dziecko nie uczy się najlepiej i z tego powodu jest izolowane, to podczas wakacji może być inaczej. Tu ujawniają się inne umiejętności. Świetnie gra w piłkę, pływa, najlepiej na całym obozie opowiada żarty albo jest wręcz urodzonym iluzjonistą. Wszystkie talenty się liczą. Najlepsze wakacje to takie, gdy wszyscy mają szansę zabłysnąć. Jest to możliwe przy uważnym wychowawcy i w dobrze zaaranżowanych sytuacjach.
Jak rodzice mogą poradzić sobie z tęsknotą?
Po pierwsze muszą się powstrzymać od ciągłego telefonowania i kontroli dziecka. Jeśli już chcą dzwonić, to tak jak wspomniałam – najpierw do wychowawcy. Najlepiej, żeby wykorzystali ten czas, kiedy dziecka nie ma w domu, na prace, remont, wspólny wyjazd czy inne sprawy, które trudno im załatwić w ciągu roku szkolnego. Najgorsze są te 2 pierwsze dni, a później tak czas szybko minie, że nie zauważymy kiedy.
Czy posyłając po raz pierwszy dziecko na kolonię, rodzice powinni się sugerować odległością od domu. Im bliżej, tym lepiej? Spotkałam się z częstą opinią, że pierwszy wyjazd musi być blisko domu, bo w razie problemu, przyjedziemy i zabierzemy dziecko. Dla mnie to nie jest właściwe podejście, bo od razu zakłada z góry taką sytuację i dziecko wie, że może użyć tego argumentu. Wyznaję zasadę, że blisko można pojechać sobie wspólnie z rodzicami np. na weekend. Dlatego wolę organizować wyjazdy w dalsze zakątki niż tuż pod domem. Dziecko może wówczas zwiedzić miejsca, w które rodzic go nie mógłby zabrać, a także zmienić klimat np. na górski, co jest wskazane w wielu przypadkach.
Kilka lat temu organizowałam kolonie nad morzem w Międzywodziu, Dźwirzynie, Mrzeżynie, Kołobrzegu. Jednakże zrezygnowałam z jednego powodu – dla dobra dzieci. Rodzice na wspólnym zebraniu przed wyjazdem deklarowali, że będą odwiedzać dzieci tylko w sobotę lub w niedzielę. Niestety w trakcie turnusu okazywało się, że chowają się za ogrodzeniem ośrodka popołudniem we środę, podpatrując CO się dzieje u ich dziecka. Albo nagle wkraczali do budynku bez uprzedzenia, że przyjadą w odwiedziny. Tego typu wydarzenia zawsze źle działają na inne dzieci w grupie. Te, które rodzic odwiedzi są zadowolone, bo dostaną wór słodyczy albo winogrona czy parę złotych na lody. A gdy jeszcze pójdą razem na popołudniowe zakupy – to nawet droższe zabawki albo ubrania. Jednakże po tej wizycie i tak jest im przykro, nie mówiąc już o tych dzieciach, do których rodzice nie mogą przyjechać lub chcąc być konsekwentni i wolą nie przyjeżdżać, by się nie rozkleiły. Takie sceny zawsze rozbijają dzieci psychicznie i może stać się tak, że będą chciały wracać do domu! A później wiele czasu i trudu zajmuje wychowawcy czy kierownikowi, by uspokoić dziecko i wrócić do zbudowanej kolonijnej normy.
Jak spakować dziecko, czyli co zabrać, a czego nie?
Na pewno musimy wspólnie napisać listę. Często kupujemy nowe ubrania specjalnie na wyjazd i dlatego należy je pokazać dziecku, bo zdarza się, że na kolonii może ich nie rozpoznać. Najważniejsze, by spakować dobre i sprawdzone buty, ale takie które nie są nowe ze sklepu, bo mogą obcierać, ani nie takie zniszczone, żeby się mogły zepsuć. Niezbędne są kremy z filtrem przeciwsłonecznym oraz czapki na głowę, aby nie kupować ich na miejscu, gdyż są dużo droższe. Można dać dzieciom znaczki pocztowe na widokówki. Kwestia kieszonkowego omawiana jest na zebraniu rodziców. Ja praktykuję pobieranie pieniędzy dziecka w podpisanych kopertach i wydawanie ich dzieciom na miejscu pobytu, podpisując każdorazowo na liście u wychowawcy. Dobrze jest rozmienić wcześniej banknoty np. po 10zł, ponieważ zwykle jest z tym problem na miejscu; szczególnie, gdy jesteśmy w małej miejscowości.
Generalnie nie należy dawać ubrań za dużo, bo dzieci i tak większości nie założą. Nie ma sensu na 12 dni dawać 12 koszulek. Przyda się ciepły sweter lub polar, a płaszcz foliowy zajmie mniej miejsca w walizce niż kurtka. I tu uwaga – najlepszy bagaż to walizka, a nie plecak i to taka, którą dziecko jest może ciągnąć własnoręcznie. Zwykle na jedną kolonię z grupą około 40 osób jadą 3 wychowawczynie. Nie są one w stanie, poza swoimi walizkami, dźwigać jeszcze kilka innych sztuk! A zdarza się, że jednak muszą pomagać dzieciom, a to naprawdę spory wysiłek fizyczny, bo dzieci miewają walizy większe niż panie ;). Nie potrzebne są więc szlafroki, suszarki, kalosze czy parasolka! Zamiast 6 par butów wystarczą 3: sportowe kryte, sandały, klapki. Pokażmy, że zakładając warstwa na warstwę, „na cebulkę”, można się ogrzewać. Dajmy dziecku dwa duże ręczniki i dwa małe. Można dać także mini apteczkę typu plaster czy leki na chorobę lokomocyjną i ból gardła, które przechowa nauczyciel. Jednak zawsze jest do dyspozycji apteczka u kierownika, w ośrodku lub u pielęgniarki. Istotne jest także, by nie mówić dzieciom na temat ich rzeczy – „tylko pilnuj, jak oka w głowie”. Albo zaryzykujmy, że zginą, albo niech zostawią je w domu.
Podsumowując temat
Obojętnie ile dziecko ma lat, rodzicom towarzyszy pytanie: czy wysłać je na wakacje już w tym roku, czy jeszcze zaczekać? Zawsze będzie to dylemat i zależy jedynie od zdrowego rozsądku rodziców, którzy w umiejętny sposób zachęcą dziecko do wyjazdu, pokazując mu jego plusy: usamodzielnienie, poznanie nowych kolegów, zajęć, miejsc, nauka nowych umiejętności, zdobycie wiedzy. Poza tym każdy rodzic powinien umieć sam ocenić, czy jego pociecha potrafi się sama ubrać, uczesać, umyć włosy. Oczywiście zawsze jest tak, że wychowawca na kolonii pomaga młodszym dzieciom w czynnościach higienicznych, jak i przystosowaniu się do nowych warunków. Przecież my, dorośli miewamy też problemy z zasypianiem w nowym miejscu, na innym łóżku, czy w nowej pościeli.
Przygotowaniem do takiego wyjazdu jest klasowy pobyt na zielonej szkole, który trwa zwykle 2-4 dni, gdzie dzieci nocują bez rodziców poza domem. Można również sprawdzić, jak sobie dziecko daje radę z rozłąką, wysyłając je na nocleg np. do babci, cioci, czy kolegi. Łatwiej na wyjazd namówić dziecko, gdy ma jakąś pasję, np. uwielbia konie, gra w tenisa czy lubi zajęcia plastyczne albo taneczne, by mogło w nich uczestniczyć właśnie na kolonii. Będąc zaangażowane w czynności, które lubi nie odczuje aż tak bardzo tęsknoty za domem. Jeżeli trudno ustalić, co dziecko robi najchętniej, dobrze jest znaleźć dla niego wyjazd bogaty w różne zajęcia dodatkowe i atrakcje np. wycieczki, basen. Na początek warto, by pojechało ono na krótszy wyjazd np. 10 dni. Wiele dzieci chętnie pojedzie na obóz czy kolonię wspólnie ze swoją ulubioną koleżanka czy kolegą, co dawałoby im większe poczucie bezpieczeństwa. Jeśli jest taka możliwość – warto o tym pomyśleć. Niejednokrotnie dużą pomocą jest także pobyt starszego rodzeństwa czy kuzynostwa.
Ze swojej strony serdecznie Państwa zachęcam i polecam tego typu usamodzielnianie dzieci. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że takie doświadczenia wychodzą tylko na dobre. Życzę odwagi i podejmowania dobrych decyzji.
Trzymam kciuki!