Depresja to choroba śmiertelna. Prowadzi do samobójstw. Polskiemu społeczeństwu przypomina o tym… reklama rajstop.
„Wszyscy słyszeli, ale nikt nie wysłuchał..” – krzyczy do nas hasło z billboardów, które zalały ulice Szczecina. Zdjęcie dość drastyczne, widzimy martwią kobietę, prawdopodobnie samobójstwo, jest krew, widać, że ktoś chce zrobić na nas wrażenie. Kto? Producent rajstop, który słynie z kontrowersyjnych i silnie naznaczonych społecznie kampanii reklamowych. Przyznam szczerze, że jestem rozdarta. Oburza mnie marketingowe wykorzystanie problemu depresji i samobójstwa. Ale.. z drugiej strony… może to właśnie dopiero taki drastyczny przekaz zwróci czyjąś uwagę? Może reklama musi dać nam po twarzy żeby zwrócić uwagę na pewne sprawy? Tutaj można nawet wybaczyć, że firma chce przy okazji sprzedać swój produkt…
Nie jestem fanką takiego dosłownego marketingu
Nikt przecież nie oszukuje się nawet, że firma produkująca rajstopy za nadrzędny cel postawiła sobie zwiększenie sprzedaży i rozpoznawalności marki. Nic nie nakręca zainteresowania tak jak skandal i skandal jest. Niektórzy są oburzeni, bo jest drastycznie, jest krew, jest martwa kobieta. Innych oburza, że społeczny problem wikła się w marketingową maszynę i ktoś próbuje zbić kapitał na tragicznym problemie. A może oburzające jest i jedno i drugie? W sumie to z każdym można byłoby się zgodzić, ale przytaknąć można też komuś kto powie: kampania zwróciła moją uwagę, a jej hasło jest prawdziwe. Czasami mam wrażenie, że wszyscy słyszymy ludzi dookoła nas, a tak naprawdę nie chcemy słuchać ich ze zrozumieniem.
Gdzie w tym wszystkim jest moja opinia jako detektywa?
W tym, że kampanii na temat depresji w Polsce brakuje. Brakuje nam wciąż myślenia o tej chorobie jako o przypadłości śmiertelnej. Tak, szanowne Panie! Depresja może zabijać i jestem w sumie trochę wkurzona, że takie rzeczy musi nam uświadamiać reklama rajstop. Kilka miesięcy temu zgłosił się do mnie mężczyzna, który podejrzewał swoją żonę o to, że ona „coś ukrywa” i „pewnie kogoś ma”. Jakie były powody? Stała się markotna, nieobecna, unikała kontaktu z nim, wychodziła częściej z domu i np. siedziała godzinami w kawiarni. Zdrada się nie potwierdziła. Okazało się, że kobieta była mobbingowana w pracy i z tego powodu przeszła załamanie nerwowe. Do dzisiaj zastanawiam się – jak to możliwe, że mężowi łatwiej było założyć, że żona zdradza, a nie przechodzi jakieś dramatyczne przeżycia?
Prawda z billboardu jest więc całkiem uniwersalną prawdą życiową. Słuchamy, ale nie słyszymy. Mówimy, ale nie rozmawiamy. I to często nie prowadzi nas w dobrą stronę.
Małgorzata Marczulewska, Averto Sp z o.o.