… wdowa po 60-tym roku życia poznaje w Internecie przystojnego marynarza lekko powyżej 40-stki. Zakochuje się w nim bez pamięci, a on obsypuje ją prezentami, kwiatami i komplementami. To na pewno miłość życia! – myśli kobieta, po czym pożycza swojemu partnerowi 100 tysięcy złotych, bo kontrakt się opóźnia, a on musi z czegoś żyć. Mężczyzna znika razem z pieniędzmi.
Kolejna historia?
Kobieta poznaje przez Internet Polaka mieszkającego we Włoszech. Nie widzą się ani razu, ale jest między nimi „pokrewieństwo dusz”. Kobieta jest gotowa rzucić pracę, rodzinę, wszystko, by wyjechać do niego do Włoch i pod toskańskim słońcem pić wino, upajać się miłością. Przelewa mu pieniądze na wynajem wspólnego gniazdka i… i koniec kontaktu.
Może się wydawać, że takie historie to tylko wymysły z harlekinów albo seriali typu „Trudne sprawy”, ale uwierzcie mi, że w czasach mediów społecznościowych wybuchy uczuć są szybkie i dosłownie ogłuszają kobiety, które spragnione są czułości, uwagi i szczerych uczuć. Mężczyzna taki rozsiewa wokół kobiety aurę wielkiej miłości, prawi komplementy, mówi czułe słówka, sprawia, że czuje się ona „tą jedyną”. Wszystkie szukamy takich uczuć, a kiedy już wydaje nam się, że je znaleźliśmy to trzymamy się tej myśli tak mocno, że nieważne jest to, co mówi córka, nieważne co mówi matka i nieważne, co mówi nasza najlepsza przyjaciółka – znaleźliśmy szansę na szczęście i nie pozwolimy jej uciec, choćby nie wiem co.
Kiedy przychodzi przebudzenie?
Kiedy ideał znika. Najczęściej jednak nie znika sam, tylko z naszymi pieniędzmi, samochodem, czasami nawet z prawem własności do nieruchomości. Tak, to naprawdę możliwe, że szybkie znajomości w internecie mają tak wielką siłę rażenia, że kobiety są skłonne przekazać teoretycznie nieznajomym mężczyznom ogromne pieniądze. Przykład? Proszę bardzo – Szczecin – sprzed kilku tygodni. Kobieta poznaje mężczyznę w Internecie, zauroczenie pojawia się szybko, a relacja przechodzi do „realu” w kilka dni. Wybuch uczuć trwa dwa tygodnie i pojawia się okazja życia, by kupić włoskie meble w okazyjnej cenie, a klientka uwielbiała design i luksusowe towary. Mężczyzna oferuje jej pomoc. Zabiera 20 tysięcy złotych i… ani śladu po nim. Po meblach oczywiście też nie. Kobieta zostaje sama, rozczarowana i z samooceną w gruzach drobniejszych niż rozsypana na blacie kuchennym bułka tarta.
Wiele osób może teraz powiedzieć: „Boże, co za głupia baba!”, „Boże, przecież wiadomo było, że jak się pojawia taki amancik z Internetu to nic dobrego z tego nie będzie” – no może i tak, ale osobie, która została oszukana nie potrzebne jest nasze moralizatorskie „a nie mówiłam”, tylko prawdziwe wsparcie. Taka osoba najpierw jest w miłosnym amoku, upita szczęściem i gotowa na zmianę w życiu, która nadeszła, a na którą tak czekała. A potem? Bez pieniędzy, często z długami. No i najgorsze – ze złamanym sercem i rozczarowaniem, którego pożegnanie zajmie może nawet więcej czasu niż spłacanie długów.
Moja rada…
Kiedy nasz nowy partner zacznie poruszać tematy finansowe np. w stylu: miałem do Ciebie przyjechać, ale zepsuł mi się samochód i nie mam za co, albo: jest niesamowita okazja inwestycyjna, ale nie mam środków. Tutaj musimy zapalić ostrzegawczą lampkę. Oszust jest sprytny. Nie poprosi nas o pieniądze tylko sprawi, że same zaoferujemy pomoc. Nie. Niech to będzie pierwszy test tej relacji. Jeżeli mężczyzna jest oszustem, to będzie jednocześnie test finałowy.
Autorka felietonu: Małgorzata Marczulewska, detektyw, Prezes Zarządu Grupy AVERTO. Założycielka stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.