Rodowita Szczecinianka, projektantka, Kasia Hubińska. Imała się różnych zajęć i, jak sama mówi, wszystkie umiejętności są jej w życiu przydatne. Jej ostatnia kolekcja spotkała się z dużą aprobatą i zainteresowaniem. Szuka inspiracji wszędzie. Daje się prowadzić życiu i, jak sama mówi potrafi je sobie zaprogramować. Pozytywne myślenie i realizowanie marzeń to jej naturalna umiejętność, którą uświadomiła sobie już jako dorosła Kobieta. Dzisiaj w pełni świadomie korzysta z tej wiedzy i zaraża swoim optymizmem wszystkich wokół.
Spotkałyśmy się w przemiłym Atelier Mody Kasia Hubińska, gdzie na rozmowie minęło nam wiele czasu, więcej niż zaplanowałyśmy, a na samym wyjściu jeszcze nie mogłyśmy się „nagadać” 🙂
Nina Kaczmarek: Kasiu, na sam początek, dlaczego moda?
Kasia Hubińska: Trochę przez przypadek, choć od dziecka szyłam, dziergałam, robiłam na drutach,
malowałam, rysowałam. Mama nauczyła mnie wielu rzeczy, a rodzice szybko zauważyli mój talent w tym kierunku zasugerowali naukę w Technikum Odzieżowym. Po szkole szukałam pracy i miałam ją nagraną w naszej Danie i w Operze. Chciałam dalej się kształcić w kierunku projektowania, ale nie miałam odpowiednich kontaktów, jak na tamte czasy. Poszłam więc na włókiennictwo, choć z przyczyn osobistych nie było dane mi dokończyć tego kierunku. Ostatecznie skończyłam wydział matematyczno- fizyczny na Uniwersytecie Szczecińskim, więc jak widzisz nieco dalej, niż bliżej szycia i zaczęłam pracę w … hotelarstwie (śmiech), ale w charakterze kelnerki a następnie menadżera. Niemniej ciągle szyłam, dla siebie. Mam nietypową sylwetkę i nie lubię nosić tego, co ktoś inny. Byłam zaczepiana na ulicy, skąd mam ubrania, kto mi je uszył i zaczęłam zbierać pierwsze zamówienia. Od koleżanek, od znajomych koleżanek. Znalazłam sobie miejsce na pracownię i zaczęłam szyć dla innych, z ulicy. Można powiedzieć, że to ulica mnie popchnęła. Niewiele wtedy było w sklepach.
NK: A o jakich czasach mówisz? Bo dzisiaj w sieciówkach mamy niemal wszystko.
KH: To były lata 90te. W międzyczasie miałam przez chwilę kontakt z pracą w gastronomii. Nauczyłam się tam pracować z klientem, jak się promować i zaistnieć.
NK: Czyli z podstaw w szyciu masz Technikum Odzieżowe i kawałek Włókiennictwa?
KH: Tak, ale czuję że to mi wystarcza. Kiedyś dobra koleżanka, po wielkiej szkole projektowania powiedziała mi, że skoro mam pomysł i umiejętność wykonania go, to jestem projektantem. Pierwszy pokaz przekonał mnie, że miała rację.
NK: Jak doszło do I pokazu?
KH: Przypadek. Siedziałam przy stoliku na deptaku Bogusława, przeglądałam jakieś papiery podeszła do mnie pani zagadując skąd mam taką śliczną bluzeczkę. Miałam wtedy coś z rękawem na jedno ramię, jakieś frędzle, hafty, koraliki. Bluzeczka była mojego autorstwa, a pani okazała się być właścicielką U-Studio i zaproponowała mi współpracę, jakiś pokaz. Dodatkowo moje znajome i koleżanki namawiały mnie gorąco, bym pokazała to, co robię na zewnątrz. Mój styl zaczął być rozpoznawalny, co dawało mi ogromną satysfakcję.
NK: Zadzwoniłaś?
KH: Tak przyszedł dzień, że podjęłam decyzję, uznałam, że jestem gotowa. Ten dzień nadszedł, gdy na wakacjach zamiast wypoczywać, to dziergałam, szyłam i haftowałam, tylko maszyny do szycia mi na urlopie brakowało. I tak po I pokazie się posypało. Dziewczyna Eski, Miss Miedwia, Miss Ziemi Zachodniopomorskiej.
NK: Czym się inspirujesz?
KH: Wieloma rzeczami. Ostatnią inspiracją była gra komputerowa mojej córki. Szarości, srebra, prześwity. Kiedyś zainspirował mnie Jezus ze Świebodzina (śmiech) Miałam wtedy zaprojektować nową kolekcję, a miałam pustkę w głowie. Znajomi zabrali mnie na wycieczkę i jadąc z nimi, by wywietrzyć głowę zobaczyłam pomnik, który mnie zainspirował. Kaptury, powłóczyste rękawy, marszczenia.
NK: A jak Ty sama lubisz się nosić?
KH: Uwielbiam wszystko i lubię lansować nowe trendy. Głośno namawiam innych, by eksperymentowali i nosili się odważnie. Ważne, by byli spójni ze sobą. Jeśli dziś się złoszczę, to nie założę czerwonego koloru bo wybuchnę, ale kolor jest dla mnie ważny.
NK: Odważnie mówisz? A co z dress codem? Większość ludzi jednak ma narzucone odgórnie, co mają nosić przez większą część dna.
KH: Jestem ZA. Uważam, że uniformy są potrzebne, ale ja wybrałam wolny zawód, by móc szaleć. Niemniej moje propozycje są często na „po godzinach”
NK: Na co dzień luksus, czy praktyka?
KH: Zależy od nastroju. Jeśli mam dziś ochotę wyglądać, jak szprycha to założę szpilki bez względu na to, czy jest mi wygodnie, czy nie. Dzisiaj chcę się czuć tak i właśnie to zrobię. Chociaż nasze chodniki są okropne dla szpilek. Jeśli jednak ubierzesz się, jak laska, ale czujesz się przekombinowana to wrzucaj dżinsy, buty sportowe i bądź sobą. Wiesz? Nawet zakupy spożywcze można robić w szpilkach, a w garnkach mieszać ubraną w elegancki fartuszek.
NK: Spodnie, czy sukienka?
KH: Zależy od sylwetki. Szyję wszystko i we wszystkim kobiety mogą wyglądać pięknie. Nawet te większe panie mogą dobrze wyglądać w moich projektach. Niemniej ubiorem z rozmiaru XXL nie zrobię modelki w rozmiarze S. Mogę zagrać kolorem, zwrócić uwagę na inne detale, dodatki.
NK: Kasiu, czy miałaś w swojej karierze jakąś chwilę zwątpienia?
KH: Może wtedy, gdy miałam dużo propozycji współpracy i musiałam wybierać priorytety. Zawsze kierowałam się tym, co lubię, nie co muszę.
NK: A czego nie lubisz?
KH: Haha, poza gotowaniem? Pewnie nie potrafiłabym sprzedawać rzeczy w które nie wierzę.
Koniec części I/ II
Rozmawiała Nina Kaczmarek
Jeśli chcecie wiedzieć, jakie zasady Kasia preferuje przy stroju na wesele i co myśli o trendach wśród szczecinianek zapraszamy na II część wywiadu na najbliższą środę 18.05.2016