13224187_10207600898593539_2102824533_o

Moda, pasja, Kobieta, czyli wywiad z Kasią Hubińską

Rodowita Szczecinianka, projektantka, Kasia Hubińska.  Imała się różnych zajęć i, jak sama mówi, wszystkie umiejętności są jej w życiu przydatne. Jej ostatnia kolekcja spotkała się z dużą aprobatą i zainteresowaniem. Szuka inspiracji wszędzie. Daje się prowadzić życiu i, jak sama mówi potrafi je sobie zaprogramować. Pozytywne myślenie i realizowanie marzeń to jej naturalna umiejętność, którą uświadomiła sobie już jako dorosła Kobieta. Dzisiaj w pełni świadomie korzysta z tej wiedzy i zaraża swoim optymizmem wszystkich wokół.

Spotkałyśmy się w przemiłym Atelier Mody Kasia Hubińska, gdzie na rozmowie minęło nam wiele czasu, więcej niż zaplanowałyśmy, a na samym wyjściu jeszcze nie mogłyśmy się „nagadać” 🙂

Nina Kaczmarek: Kasiu, na sam początek, dlaczego moda?

Autoportret
Autoportret

Kasia Hubińska: Trochę przez przypadek, choć od dziecka szyłam, dziergałam, robiłam na drutach,
malowałam, rysowałam. Mama nauczyła mnie wielu rzeczy, a rodzice szybko zauważyli mój talent w tym kierunku zasugerowali naukę w Technikum Odzieżowym. Po szkole szukałam pracy i miałam ją nagraną w naszej Danie i w Operze. Chciałam dalej się kształcić w kierunku projektowania, ale nie miałam odpowiednich kontaktów, jak na tamte czasy. Poszłam więc na włókiennictwo, choć z przyczyn osobistych nie było dane mi dokończyć tego kierunku. Ostatecznie skończyłam wydział matematyczno- fizyczny na Uniwersytecie Szczecińskim, więc jak widzisz nieco dalej, niż bliżej szycia i zaczęłam pracę w … hotelarstwie (śmiech), ale w charakterze kelnerki a następnie menadżera.   Niemniej ciągle szyłam, dla siebie. Mam nietypową sylwetkę i nie lubię nosić tego, co ktoś inny. Byłam zaczepiana na ulicy, skąd mam ubrania, kto mi je uszył i zaczęłam zbierać pierwsze zamówienia. Od koleżanek, od znajomych koleżanek.  Znalazłam sobie miejsce na pracownię i zaczęłam szyć dla innych, z ulicy. Można powiedzieć, że to ulica mnie popchnęła. Niewiele wtedy było w sklepach.

NK: A o jakich czasach mówisz? Bo dzisiaj w sieciówkach mamy niemal wszystko.

KH: To były lata 90te. W międzyczasie miałam przez chwilę kontakt z pracą w gastronomii. Nauczyłam się tam pracować z klientem, jak się promować i zaistnieć.

NK: Czyli z podstaw w szyciu masz Technikum Odzieżowe i kawałek Włókiennictwa?

KH: Tak, ale czuję  że to mi wystarcza. Kiedyś dobra koleżanka, po wielkiej szkole projektowania powiedziała mi, że skoro mam pomysł i umiejętność wykonania go, to jestem projektantem. Pierwszy pokaz przekonał mnie, że miała rację.

NK: Jak doszło do I pokazu?

KH: Przypadek. Siedziałam przy stoliku na deptaku Bogusława, przeglądałam jakieś papiery podeszła do mnie pani zagadując skąd mam taką śliczną bluzeczkę. Miałam wtedy coś z rękawem na jedno ramię, jakieś frędzle, hafty, koraliki. Bluzeczka była mojego autorstwa, a pani okazała się być właścicielką U-Studio i zaproponowała mi współpracę, jakiś pokaz. Dodatkowo moje znajome i koleżanki namawiały mnie gorąco, bym pokazała to, co robię na zewnątrz. Mój styl zaczął być rozpoznawalny, co dawało mi ogromną satysfakcję.

NK: Zadzwoniłaś?

KH: Tak przyszedł dzień, że podjęłam decyzję, uznałam, że jestem gotowa.  Ten dzień nadszedł, gdy na wakacjach zamiast wypoczywać, to dziergałam, szyłam i haftowałam, tylko maszyny do szycia mi na urlopie brakowało. I tak po I pokazie się posypało. Dziewczyna Eski, Miss Miedwia, Miss Ziemi Zachodniopomorskiej.

NK: Czym się inspirujesz?

KH: Wieloma rzeczami. Ostatnią inspiracją była gra komputerowa mojej córki. Szarości, srebra, prześwity. Kiedyś zainspirował mnie Jezus ze Świebodzina (śmiech) Miałam wtedy zaprojektować nową kolekcję, a miałam pustkę w głowie. Znajomi zabrali mnie na wycieczkę i jadąc z nimi, by wywietrzyć głowę zobaczyłam pomnik, który mnie zainspirował. Kaptury, powłóczyste rękawy, marszczenia.

NK: A jak Ty sama lubisz się nosić?

KH: Uwielbiam wszystko i lubię lansować nowe trendy. Głośno namawiam innych, by eksperymentowali i nosili się odważnie.  Ważne, by byli spójni ze sobą. Jeśli dziś się złoszczę, to nie założę czerwonego koloru bo wybuchnę, ale kolor jest dla mnie ważny.

NK: Odważnie mówisz? A co z dress codem? Większość ludzi jednak ma narzucone odgórnie, co mają nosić przez większą część dna.

fot. Robert Stachnik
fot. Robert Stachnik

KH: Jestem ZA. Uważam, że uniformy są potrzebne, ale ja wybrałam wolny zawód, by móc szaleć. Niemniej moje propozycje są często na „po godzinach”

NK: Na co dzień luksus, czy praktyka?

KH: Zależy od nastroju. Jeśli mam dziś ochotę wyglądać, jak szprycha to założę szpilki bez względu na to, czy jest mi wygodnie, czy nie. Dzisiaj chcę się czuć tak i właśnie to zrobię. Chociaż nasze chodniki są okropne dla szpilek. Jeśli jednak ubierzesz się, jak laska, ale czujesz się przekombinowana to wrzucaj dżinsy, buty sportowe i bądź sobą. Wiesz? Nawet zakupy spożywcze można robić w szpilkach, a w garnkach mieszać ubraną w elegancki fartuszek.

NK: Spodnie, czy sukienka?

KH: Zależy od sylwetki. Szyję wszystko i we wszystkim kobiety mogą wyglądać pięknie. Nawet te większe panie mogą dobrze wyglądać w moich projektach. Niemniej ubiorem z rozmiaru XXL nie zrobię modelki w rozmiarze S. Mogę zagrać kolorem, zwrócić uwagę na inne detale, dodatki.

NK: Kasiu, czy miałaś w swojej karierze jakąś chwilę zwątpienia?

KH: Może wtedy, gdy miałam dużo propozycji współpracy i musiałam wybierać priorytety. Zawsze kierowałam się tym, co lubię, nie co muszę.

NK: A czego nie lubisz?

KH: Haha, poza gotowaniem? Pewnie nie potrafiłabym sprzedawać rzeczy w które nie wierzę.

Koniec części I/ II

Rozmawiała Nina Kaczmarek

Jeśli chcecie wiedzieć, jakie zasady Kasia preferuje przy stroju na wesele i co myśli o trendach wśród szczecinianek zapraszamy na II część wywiadu na najbliższą środę 18.05.2016

fot. Jarek Romacki
fot. Jarek Romacki

UDOSTĘPNIJ TEN WPIS

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Dowiedz się więcej.