the-act-of-1421220_1280

(Nie) piękna – (nie) szczęśliwa

Wygląd od zawsze grał mniejszą lub większą rolę w życiu człowieka. Mody pojawiały się i przemijały. Nienaganna fryzura, idealny makijaż i super fit figura są dzisiaj pożądane przez kobiety. Szczególnie fit i “fit” figury.

Z telewizora, gazet, internetu uśmiechają się do nas piękne aktorki, czy modelki, którym zazdrościmy10943689_409948012502544_2579912293864093660_n (1) szczęścia i podświadomie kojarzy nam się, że je mają, bo są ładne. Chcąc się do nich upodobnić zabieramy się za diety, za ćwiczenia i wszystko super, dopóki robimy to z głową. Ale co jeśli się zatracamy w tym pędzie ku “pięknu”? Coraz mniej jemy, coraz więcej chudniemy i jeszcze mniej jemy i jeszcze więcej chudniemy. W końcu waga staje, my jeszcze mniej jemy, do tego ćwiczymy. Waga znowu spada, my już nic nie jemy i ledwo żyjemy.

Anoreksja

Niestety moje ciało doświadczyło anoreksji. Psychika trochę też. Czy to była chęć odchudzania? Kiedyś tak, a potem dopadły mnie choroby autoimmunologiczne i nie miałam kontroli nad tym ile chudnę. Dopiero wtedy zrozumiałam jak odchudzanie bez głowy jest idiotyczne i, że nie warto tego robić. Ale zacznijmy od początku.

Była sobie mała Zuzia, która była chudzinką i niejadkiem jak większość dzieci w przedszkolu. W wieku 5 lat miała pierwszy atak chorób autoimmunologicznych. Po wykryciu przeciwciał podano jej sterydy, które rozwaliły układ hormonalny. Fakt, weszła w stan remisji, ale również musiała pogodzić się z większą wagą. Niestety dzieciaki w tym wieku są okrutne i kilka dodatkowych kilogramów sprawiało im jak widać duży problem, bo na każdym kroku jej o nich przypominały i odrzucały, co oczywiście odbiło się na jej psychice. Wciąż chodziłam z łatką “ta gruba” i nie jeden raz wypłakiwałam się mamie, że wyglądam jak wyglądam i nie mam na to wpływu. Znajoma historia?

W wieku 12 lat w 5 klasie z dnia na dzień postanowiłam odstawić słodycze. Nikt nie wierzył, że wytrzymam dłużej niż tydzień. O dziwo trzymałam się dobre 3 lata! Fakt, na początku kg leciały jak szalone. 5 kg w miesiąc, w końcu miałam wagę w normie. Wszyscy mnie podziwiali, szczególnie w klasie, nagle miałam więcej znajomych, ogółem wszystko wydawało się lepsze, ale potem waga stanęła, a ja dalej byłam niezadowolona z siebie, wszystkie problemy zrzucałam na wagę i zaczęło się.

Kolacja, dziękuję. Śniadanie, dziękuję…

Najpierw odstawiłam kolacje, potem zrezygnowałam ze śniadań, próbowałam internetowych diet. Na lekcjach w szkole nie mogłam się skupić, byłam osłabiona, więc kupowałam gotowe kanapki w sklepiku szkolnym i wierzyłam, że są zdrowe, bo nie są nazywane fast foodem. Kilogramy spadały, wracały, spadały, wracały, chociaż były to nieznaczne różnice, ale waga jednak skakała, a ja byłam uzależniona od niskokalorycznych diet i wpadłam w obsesję dążenia do jak najniższej wagi, bo ta osiągnięta nigdy mnie nie satysfakcjonowała.

Po 3 latach przeżyłam duży stres przez nieprzyjaciół, który spowodował ostry nawrót chorób autoimmunologicznych. I zaczęło się. Waga leciała do góry jak szalona. Praktycznie w 3 miesiące przytyłam 10 kg pomimo, że nie zmieniałam diety, a wręcz coraz mniej jadłam z powodu dokuczających jelit. Dzisiaj już wiem, że to Hashimoto i prawdopodobnie też Crohn. Coraz mniej jadłam, ponieważ każdy posiłek kończył się silnym bólem brzucha i jelit. Z początku oczywiście rodzice myśleli, że nie jem, bo się odchudzam, ale tym razem nie chodziło o to, po prostu nie byłam w stanie jeść.

Yo Yo

Z początku waga rosła, ale potem nagle zaczęła spadać, w ciągu roku „zjechałam” 20 kg. Wiadomo, na początku ubytek wagi mnie cieszył, ale kiedy straciłam nad tym kontrolę, to nie było mi już tak wesoło. Nagle ważyłam 42 kg przy 166 cm wzrostu, miałam 10 kg niedowagi. Potem kolejne -4 kg. Żyłam już praktycznie o samej wodzie i słodkich herbatkach (cukier dawał mi jakąś energię). Powiem Wam jedno. To był chyba najgorszy okres mojego życia. W sumie doświadczyłam anoreksji, ale nieświadomie. Moje ciało to były kości pokryte resztkami tłuszczu i mięśni.

Jak wyglądało moje życie? Głównie leżałam, spałam, jak miałam siłę na cokolwiek, to spotykałam się chociaż na chwilę z przyjaciółmi, partnerem lub przeglądałam Facebooka, żeby mieć kontakt ze światem. Nie byłam w stanie spędzić w szkole więcej niż 2 godziny. Czułam każdą swoją kość. Miękki materac wydawał się twardy, a drewniane krzesła w szkole sprawiały mi najzwyczajniej w świecie ból podczas siedzenia.

To już był ten moment kiedy wieczorem bałam się zasnąć, bo nie wiedziałam, czy rano się obudzę.

Pamiętam kiedy z moim M. spędzałam wakacje w Toruniu i zrobiliśmy jednodniowy wypad do Warszawy. Nie byłam w stanie nawet zwiedzać, mój organizm był tak słaby. Siedzieliśmy na starówce i czekaliśmy aż wrócą mi siły. Do tego było mi wiecznie zimno. Kiedy wszyscy chodzili w krótkich spodenkach, ja paradowałam w zimowe kurtce.

Nadal (nie)Piękna

Czy czułam się w końcu ładna? Nie. Zero piersi, zero pośladków, zero krągłości. Po prostu płaska jak te wszystkie modelki (nawet dostałam propozycję modelingu ze względu na figurę, ale okazało się, że jestem za niska. Fakt, że szukali dziewczyn chudych jak ja trochę mnie przeraził, bo ja naprawdę wyglądałam bardzo źle). Czułam się chora i brzydka, wciąż. Wszystko na mnie wisiało, sukienka studniówkowa trzymała się na żebrach, a nie biuście tak jak powinna, ciało było żylaste, skóra obwisła, pojawiły się rozstępy od gwałtownego schudnięcia, a ja ogółem wyglądałam jak chodząca śmierć. A co jest w tym wszystkim najgorsze? Dużo dziewczyn mi zazdrościło i robiło wszystko, żeby schudnąć jak ja. NIE RÓBCIE TEGO! Tylko ten kto doświadczył tego stanu wie jakie to jest straszne, jest to najgorsze co można sobie zrobić.

Ten stan trwał ponad 2 lata. Dzisiaj ważę 50 kg i czuję się zdecydowanie lepiej. Wróciły piersi, pośladki, biodra, mam masę energii do działania. Jednak boli mnie fakt, że problem jest ze znalezieniem odpowiednich ciuchów na kobiece kształty. W dodatku przez media, które propagują chudość jako piękno znowu zaczynam wpadać w kompleksy – bo jednak tłuszczyk się odłożył, bo boczki wystają, bo nogi puchną, bo brzuch wzdęty, buzia pyzata. Tylko czemu mi to przeszkadza kiedy są ważniejsze rzeczy? Partner mnie akceptuje, znajomi mnie akceptują, to czego ja od siebie chcę? Podświadomie chcę być jak te “gwiazdy” z telewizji, ale czy to coś zmieni, czy będę szczęśliwsza? Nie, bo znowu będę miała problem z tym, że wszystko na mnie wisi, że nie mam krągłości i tak w kółko. Problem tkwi w naszej głowie, nie w naszym ciele. Dopóki nie zmienimy swojego myślenia o sobie, to nigdy nie poczujemy się piękne. Jak to zrobić?

Wartości

Trzeba sobie przewartościować pewne rzeczy. Mówię sobie, że może mam za dużo krągłości, ale przynajmniej lepiej się czuję, naprawiły się kobiece sprawy, mam więcej siły. W dodatku umiem świetnie piec, nie najgorzej śpiewać i ogółem jestem zaradna w życiu, a do tego wszystkiego wygląd mi niepotrzebny. I tak to kochane musimy sobie tłumaczyć. Po prostu dbajmy o siebie i pokochajmy siebie, bo jeśli my szanujemy siebie, to będą nas szanować też inni.

Dlatego codziennie rano stając przed lustrem uśmiechnij się do siebie i powiedz:

“O kochana, codziennie pięknie wyglądasz, ale dzisiaj to przesadziłaś”

– pamiętaj, żeby jeszcze rzeczywiście w to uwierzyć 😉

the-act-of-1421220_1280

UDOSTĘPNIJ TEN WPIS

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Dowiedz się więcej.