Plaga filoksery (mszyca) pod koniec XIX wieku nieomal zniszczyła winiarstwo w Europie. Mszyca ta przywędrowała do Europy z Ameryki, a cała trudność walki z nią polegała na tym, że nie atakowała naziemnych części winorośli, ale jej korzenie. Zniszczyła ponad 90% upraw winorośli w Europie i nie wiadomo jak by się ta historia zakończyła, gdyby nie zauważono, że niektórych amerykańskich odmian winorośli, mszyca nie atakuje.
Szczepiąc zatem europejskie odmiany na podkładach tych odpornych na mszycę, udało się krok po kroku odbudować plantacje. Pomyślano przy tym o jakości wina, powstały pierwsze systemy oznaczania pochodzenia i jakości wina. Niektóre z nich, jak choćby francuski system AOC (Apellation d’ Origin Controlee) przetrwały w prawie niezmienionej formie do dzisiaj.
Historia winiarstwa toczyła się zatem swoim ustalonym rytmem aż do 2. Połowy XX wieku. Wtedy to statystycy we Francji zaobserwowali pewną prawidłowość polegającą na tym, że osoby deklarujące umiarkowane, ale regularne spożywanie czerwonego wina (z dużym naciskiem na słowo umiarkowane!), rzadziej niż inni chorują na choroby serca i układu krążenia, mniej jest także u tych osób przypadków chorób neurodegradacyjnych oraz cywilizacyjnych, jak cukrzyca czy nowotwory. Zjawisko nazwano „paradoksem francuskim”, bo wówczas nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, że spożycie alkoholu, nawet tak ubogiego w procenty jak wino, może pozytywnie oddziaływać na zdrowie. Początkowo zresztą naukowcy niespecjalnie zainteresowali się tym zjawiskiem i dopiero kiedy badania w innych krajach potwierdziły te spostrzeżenia, zajęli się problemem na poważnie. Całą dekadę lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku trwały prowadzone w różnych ośrodkach naukowych badania nad tym, co tak na prawdę jest przyczyną zjawiska.
Okazało się, że chodzi o polifenole.
Te związki organiczne, rośliny syntetyzują aby chronić się przed patologiami środowiska. Przed czym w szczególności? Przed wirusami, bakteriami, grzybami, szkodnikami, przed promieniowaniem UV, zanieczyszczeniem środowiska, niekorzystnymi temperaturami itd. Itd. A zatem przed wszystkim co zagraża bytowi roślin. Dla nas zaś, polifenole są świetnymi antyoksydantami chroniącymi nasz organizm przed zgubnym wpływem wolnych rodników tlenowych. Ale polifenole, które są przecież jakby elementem układu immunologicznego roślin, potrafią znacznie więcej. Na tyle więcej, że aż nie chce się wierzyć w to, jak niewielka jest w naszym społeczeństwie wiedza na ich temat. Na ogół, kiedy spotykam się z uczestnikami prezentacji lub degustacji wina, albo z klientkami salonów kosmetycznych słyszę, że prawie nikt nie wie co to są polifenole. Prawie nikt też nie potrafi wymienić choćby jednego przedstawiciela tej grupy związków organicznych. Dopiero kiedy wspominam o rutynie, diosminie czy taninach okazuje się, że jednak znamy niektóre polifenole nie mając jednak pojęcia jakie znaczenie mają dla naszego zdrowia.
Najbardziej znanym specyfikiem medycznym zawierającym polifenole jest chyba rutinoscorbin.
To połączenie rutyny i witaminy C, gdzie rutyna ma za zadanie uelastycznienie i uszczelnienie naczyń krwionośnych, co ma ochronić nas przed zakażeniem wirusowym. Dodatkowo rutyna (jak zresztą każdy polifenol) chroni witaminę C przed szybkim rozpadem ( witamina C czyli kwas L-ascorbinowy jest bowiem formą bardzo nietrwałą ), oraz ułatwia jej przyswajanie przez nasz organizm.
Ponieważ zakres oddziaływania polifenoli na nasze zdrowie jest znacznie szerszy niż tylko walka z wolnymi rodnikami i uszczelnianie naczyń krwionośnych, pozostałe walory polifenoli oraz mechanizm unieszkodliwania przez nie wolnych rodników tlenowych postaram się omówić następnym razem.
text: Mariusz Jóźwiak Esdor Polska