Zostaw, bo wylejesz”, „nie dotykaj, bo stłuczesz”, „daj, ja to zrobię lepiej/szybciej/dokładniej” – stale słyszy przedszkolak. Czy ciągle pomagając dzieciom lub wyręczając je w różnych sprawach, spowodujemy, że staną się samodzielne?
Niestety nie! Kierując do dzieci wyżej przytoczone lub podobne komunikaty, nie pozwalamy im się uczyć, a usłyszane przez nie słowa blokują ich działanie i osłabiają wiarę w siebie. Jak zatem wspierać dziecko w drodze ku samodzielności i kiedy je na tą drogę wypuszczać? Temat nasunął mi dzisiaj jeden z rodziców, który zauważył, że dziecko ma kapcie ubrane odwrotnie po powrocie z moich zajęć. Ja wiem, że one były ubrane odwrotnie, ale ten 3-latek włożył tak dużo wysiłku, żeby samodzielnie założyć buty, że ja nie mogłam mu popsuć humoru tak błahym faktem, jakim jest lewy kapeć na prawej nodze. Gdybym ten fakt wychwyciła na początku, to szybko skorygowałabym ustawienie, ale w tej sytuacji byłam dumna z małego przedszkolaka…, a co zrobił rzeczony rodzic, posadził syna na ławeczce w szatni, zdjął mu kapcie i założył buty….po co – nie wiem, nie wyglądało, żeby się spieszył, może nie pomyślał, że jego syn już sam potrafi się ubierać.
Samodzielność jest potrzebą rozwojową każdego dziecka. Poprzez podejmowanie prób i gromadzenie doświadczeń, stopniowo opanowuje ono niezbędne w życiu umiejętności, rozwija swoje możliwości, poznaje własną odrębność i kształtuje tożsamość – tyle mądre podręczniki.
Już w pierwszym roku życia dzieci wykazują potrzebę samodzielności poprzez dążenie do pokonywania trudności związanych z nauką chodzenia. W kolejnych etapach potrzeba samodzielności wyrażana jest jeszcze dosadniej i często objawia się „buntem dwulatka” i słyszanym na każdym kroku – „ja sam”, choć czasem chęci dużo przewyższają możliwości. I tu pojawia się niezwykle ważna rola otoczenia, które samodzielność dziecka może rozwijać lub ograniczać, a nawet tłumić.
Powodów, dla których rodzice hamują u dziecka naturalną potrzebę rozwoju i bycia samowystarczalnym, jest wiele:
• strach, że zrobi sobie krzywdę lub coś zepsuje,
• pewność, że zrobimy coś szybciej i lepiej (szczególnie, gdy nam się śpieszy, a tak jest prawie zawsze),
• przekonanie, że jest jeszcze małe i nie musi nic robić („jeszcze się w życiu napracuje”),
• obawa, że jak mu się nie uda, to będzie mu smutno, będzie płakało
Nadmiernie troskliwi lub zbyt zajęci – to według mnie dwa typy, jakie prezentują dzisiejsi rodzice. Grupa pierwsza tych troskliwych do przesady pragnie uchronić dzieciaki przed złymi emocjami, rozczarowaniem, smutkiem. Ciągle uważają, że ich dzieci są jeszcze takie malutkie i stąd skłonność do wyręczania. Druga grupa, to rodzic z nadmiarem obowiązków, a właściwie słaby logistyk w ciągłym niedoczasie z telefonem w ręku i mnóstwem spraw do załatwienia.
A z perspektywy małego dziecka bycie samodzielnym to przede wszystkim zdobywanie nowych umiejętności, a tym samym zwiększenie własnych możliwości oraz przestrzeni życiowej.
Bo jak umiem sam nalać sok do szklanki to nie muszę czekać aż mama skończy rozmawiać przez telefon, a jak sam włożę buty i czapkę, to dłużej będę się bawiła na dworze. Wszystko, co przedszkolak wykona własnymi rękami, do czego dojdzie własną myślą, co przeżyje – buduje jego umiejętności, wiedzę o sobie i innych oraz o świecie. Dziecko, poznając efekty własnej działalności, jest konfrontowane ze swoimi możliwościami.
Pozwólmy dziecku na samodzielne znajdowanie rozwiązania jego problemów i to zarówno tych związanych z samoobsługą, jak i tych zrodzonych z konfliktem z otoczeniem.
Dajmy dzieciom samodzielnie ustalić, jakie rozwiązania proponują. Niech mają poczucie, że o czymś same decydują. To umiejętność, która przydaje się przez całe życie.
Prawdziwa pomoc niesiona dziecku w procesie jego dorastania, powinna polegać na wzmacnianiu poczucia własnej wartości, wynikającego z sukcesów w samodzielnym działaniu.
text: Be Fit Mom