Wymądrzałem się ostatnio udzielając porady, jakie wina degustować w czasie wakacyjnych wojaży po krajach, gdzie wino nie jest napojem okazjonalnym, ale stanowi element codziennego menu.
Co ma jednak zrobić ktoś, kto tak jak ja jest miłośnikiem wina, uwielbia atmosferę małych restauracyjek we Włoszech czy we Francji, serwowanych tam lokalnych przysmaków, do których podaje się lokalne trunki, z drugiej zaś jest fanem niezwykłej urody tysięcy zakątków naszego kraju. Jest w Polsce mnóstwo takich miejsc, że niejeden Polak widząc podobne krajobrazy zagranicą, piałby z zachwytu i przez cały rok opowiadał znajomym o tym, co widział. W tym roku swój krótki letni urlop spędziłem nad Bałtykiem. W Jastrzębiej Górze. Wrażenia? To przepiękne miejsce, ale po raz kolejny przekonałem się, że jeżeli nie jest się miłośnikiem wielogodzinnego wytapiania tłuszczu na plaży albo kąpieli w nie najczystszej i raczej zimnej wodzie (a ja nie jestem), nasze nadbałtyckie kurorty odwiedzać najlepiej poza sezonem. W środku lata bowiem plaże, to jedno wielkie kłębowisko półnagich ciał, walczących o najbardziej dogodne do leżakowania miejsce, z kolei ulice takich kurortów przypominają wielki jarmark pełen straganów z tandetnymi przedmiotami, gdzie tysiące ludzi szlifują nadmorskie chodniki w poszukiwaniu pamiątki znad morza dla rodziców, dzieci, teściów i bliższych, czy dalszych znajomych. I co z tego, że plaże piękne, widok morza i wydm dla kogoś z centralnej Polski zawsze miły dla oka a w okolicy szereg innych krajobrazowych czy historycznych atrakcji? Co z tego, skoro wszechobecny tłok i harmider skutecznie zniechęcają do podziwiania tych wszystkich cudowności nie mówiąc już o tym, że w takich warunkach trudno o jakikolwiek wypoczynek.
No to może jakaś zaciszna kafejka w bocznej uliczce i kieliszek dobrego wina?
Nic z tego. No, chyba że gustujesz w „winopodobnych” słodkościach albo masz bardzo gruby portfel i rezygnując z przyjaznej atmosfery małej kafejki napijesz się wina w restauracji któregoś z kilkugwiazdkowych hoteli. Bo tam, gdzie schodzące z plaży umęczone słońcem i walką o byt ciała udają się, aby uzupełnić brakujące kalorie (jutro przecież też jest dzień) króluje produkowane przez wielkie koncerny piwo i przydatne do sporządzania drinków mocniejsze trunki. Może zatem do sklepu? Głupi pomysł. W lokalnych sklepach zestaw alkoholi jak wyżej, w sieciówkach trochę lepiej. Trochę, bo tam na półce znajdziecie nie to co zacne (czasem od tej reguły są wyjątki, ale rzadkie) ale to, za obecność czego producent lub importer zapłacił grube pieniądze.
A zatem rada dla miłośników wina spędzających wakacje w naszym przepięknym kraju.
Koniecznie pamiętajcie odwiedzić przed wyjazdem swój ulubiony sklep z winem. Bo cokolwiek by się nie działo, to jeżeli znajdziecie jakieś miłe towarzystwo a przy kwaterze którą wynajęliście znajdzie się choćby kawałek ogródka z ławeczką i stolikiem, te kilka przywiezionych ze sobą butelek dobrego wina może uratować każde wakacje.
Ja niestety zupełnie o tym zapomniałem. Na szczęście wróciłem do domu w piątek, nie musiałem zatem brać dodatkowego wolnego, żeby odpocząć po „urlopie” nad polskim morzem.
Mariusz Jóźwiak Esdor Polska